22.04.2021
Aleksandra Kocerba
W polskich realiach wzbudzają nie mniej emocji niż kontrowersyjne pomysły scenarzystów czy idee rozciągania w nieskończoność filmowych serii, które dawno powinny się zakończyć. Winą za najgorsze tłumaczenia tytułów filmów chętnie obarcza się lingwistów pracujących nad listą dialogową. Ale czy słusznie? Niezwiązane nijak z fabułą produkcji, często brutalnie traktowane wprost jako najgłupsze tłumaczenia tytułów filmów, niektóre z propozycji być może wydają się osobliwe… ale warto bliżej przyjrzeć się temu zagadnieniu. Wbrew pozorom, proces wymyślania chwytliwej nazwy nie jest aż tak prosty, a ostateczne słowo bynajmniej nie należy tu do tłumacza. I choć złość fanów oczekujących z niecierpliwością na najnowszy film ulubionego reżysera jest zrozumiała, często wymierzona jest w błędnym kierunku. Kto odpowiada za polskie tłumaczenia tytułów filmów? Oczywistym winowajcą wydaje się być tłumacz – to w końcu osoba, która najwięcej czasu spędza nad tekstem i doskonale zna fabułę filmu. W rzeczywistości proces ten jest jednak o wiele dłuższy i bardziej złożony, a ostatnie słowo należy do… dystrybutora filmu w danym kraju, który może wybierać spośród tytułów proponowanych przez dział marketingu i promocji. Mimo dobrych chęci często są to pomysły słabo związane z fabułą filmu, nierzadko pozbawione swojego pierwotnego intrygującego lub przewrotnego charakteru. Dobrym przykładem może być tu choćby „Prosto w serce”, którego oryginalny tytuł, „Music and Lyrics” wskazuje, czego widz może się spodziewać. Podobnie wygląda to w przypadku „King’s Speech”, czyli filmu znanego polskiemu odbiorcy jako „Jak zostać królem”. Czasem problematyczna jest kwestia kulturowa; jeśli tytuł nawiązuje do zjawiska lub słowa zakorzenionego w pewnym obszarze językowym, trudno znaleźć jego trafny odpowiednik. Właśnie to spotkało reżyserski debiut Olivii Wilde, „Booksmart” – mianem tym często określa się osoby posiadające dużą wiedzę akademicką, za to mało przebojowe. W polskiej wersji widzowie mogli zobaczyć w kinie… „Szkołę melanżu”. Czasem nawiązania nie są natomiast czytelne – polski tytuł poświęconego kontrowersyjnej łyżwiarce filmu to „Jestem najlepsza. Ja, Tonya”, odwracając uwagę odbiorcy w zupełnie innym kierunku niż minimalistyczna „I, Tonya”, stanowiąca jasne nawiązanie do serialu „I, Claudius”. Szklane pułapki i słodkie zmartwienia, czyli tytuły filmowe pół żartem,…