Przez wiele stuleci swojej historii Kraków wielokrotnie zmieniał oblicze: siedziba królów polskich stała się mekką bohemy, a obecnie jest popularną destynacją turystyczną, gdzie zimowe powietrze trzeba dobrze pogryźć… Niezależnie od tego, czy unikamy stolicy Małopolski jak ognia, czy nie wyobrażamy sobie życia poza nią, trzeba przyznać, że ma niepowtarzalny charakter.

 

Poza zabytkami i atrakcjami kuszącymi turystów z połowy świata Kraków może pochwalić się także swoją własną gwarą, która obejmuje o wiele więcej intrygujących nazw, określeń i wyrażeń niż słynne „wychodzenie na pole”. Po czym w takim razie możemy rozpoznać krakusa?

 

Gwara małopolska i gwara krakowska

Na początek należy wspomnieć, że gwara małopolska nie ogranicza się do Krakowa. Obejmuje nie tylko obszar obecnego województwa małopolskiego, ale także część Śląska, województwa świętokrzyskiego i Podkarpacia. W jej obrębie wyróżniamy natomiast takie gwary jak np. krakowska, podhalańska czy kielecka, które mają pewne punkty wspólne, jednak posiadają również swoje własne cechy charakterystyczne. W tym artykule przedstawiamy przede wszystkim elementy typowe dla języka, jakim posługują się mieszkańcy Krakowa.

 

Gwara małopolska – przykłady i cechy charakterystyczne

Najbardziej znanym przedstawicielem gwary małopolskiej jest bez wątpienia określenie „wychodzić na pole”. To nie mit – zastosowanie na południu Polski wyrażenia „na dwór” sprawi, że rozmówca automatycznie przypisze nam status przyjezdnego. Inną cechą charakterystyczną jest użycie partykuły wzmacniającej „-że”, co przejawia się w wyrażeniach typu „chodźże” czy „weźże”. Tu warto też wspomnieć o klasycznym wyrażeniu „idźże” kierowanym zazwyczaj do kogoś, kto zawraca nam głowę (a bardzo chcemy, żeby już przestał). Natomiast gdy chcemy kogoś przywołać, w Krakowie używamy jego imienia lub przydomka w mianowniku, akcentując ostatnią sylabę i przeciągając ją. Inną cechą charakterystyczną tej mowy jest częste używanie (a nawet nadużywanie!) zdrobnień oraz mazurzenie – w gwarze małopolskiej „idźże” może być wymawiane jako „idze” (a najczęściej występuje w postaci „idze, idze!”). Co ciekawe, ta ostatnia cecha jest wspólna dla wielu dialektów funkcjonujących na terenie Polski.

 

Czas skosztować piszingera, czyli co nieco o nazwach spożywczych

Branża spożywcza jest szczególnie bogata w określenia typowe dla okolic Krakowa. Wygląda na to, że krakusi lubią nazywać czarne owoce po swojemu, ponieważ w gwarze krakowskiej „borówka” oznacza jagodę, a piękne słowo „ostrężyna” – jeżynę. Lekkiego szoku kulturowego możemy doznać w krakowskiej cukierni. Pod nazwą „napoleonka” kryje się bowiem imponujących rozmiarów ciastko z różowym kremem, a klasyczny deser z ciasta francuskiego przełożony kremem budyniowym to „kremówka”. Tutaj warto wspomnieć o słynnych wadowickich kremówkach – to dokładnie ten sam przysmak. W krakowskiej cukierni warto zainteresować się także niepozornie wyglądającymi kawałkami wafla (po krakowsku – „andruta”) przełożonymi czekoladową masą. To piszinger, słodki wyrób o bogatej tradycji i cukiernicza wizytówka Krakowa. Inną osobliwą nazwą jest „chrust”, czyli faworki konsumowane w sporych ilościach w czasie karnawału. Podczas spaceru po krakowskim Starym Mieście nie sposób nie natknąć się na stoiska z obwarzankami posypanymi makiem, solą lub sezamem. To kolejny regionalny wypiek, którego w żadnym wypadku nie należy nazywać „preclem” czy „bajglem”!

 

Dylematy codzienności – co jeszcze może nas zaskoczyć?

Kilka niespodzianek czyha również w naszej garderobie. „Pantofle” to po prostu domowe kapcie, a żaden krakus nie nazwie tak innych butów niż te do chodzenia po domu. Na krakowski deszcz i mgłę przyda nam się kurtka z „kapuzą”, czyli kapturem, a także para ciepłych „rajtek” (rajstop) na nogach. Skoro już jesteśmy w temacie, w Krakowie często „ubieramy” elementy garderoby zamiast je „zakładać”. Pozostając w domowych klimatach, warto także wspomnieć, że w krakowskiej łazience zamiast płytek znajdziemy „flizy”, a osoba trudniąca się ich montażem to „fliziarz”. Uczeń podstawówki nosi natomiast w piórniku „zastrugaczkę” lub „strugaczkę”, a nie „temperówkę”.

 

Przykłady ciekawych słów i wyrażeń można mnożyć, a jeszcze większy zbiór stanowią określenia gwarowe, które już wyszły z użycia i odeszły w niepamięć. Często sami nie zdajemy sobie sprawy z tego, że słowa używane przez nas na co dzień są w rzeczywistości właściwe dla regionu, z którego pochodzimy. Tym bardziej warto zdać sobie sprawę z naszej odmienności regionalnej i docenić ją – to bezcenne dziedzictwo kulturowe i część naszej tożsamości.